Przemierzając lasy Bibieli na tzw.
Pasiekach napotkamy tajemnicze fragmenty jakichś dziwnych budowli.
Tym bardziej są tajemnicze, że znajdują się w środku lasu. W
pobliżu betonowych ruin znajduje się kilka interesujących i
malowniczych jeziorek. Latem o poranku nad jeziorkami snuje się
magiczna mgła. Tajemnicze miejsce to zalana kopalnia Bibiela, która
należała do Hugo I Henckel von Donnersmarcka. W środku lasu w
latach 1850-1866 prowadzono poszukiwania rud kruszców metali.
Natrafiono na bogate, płytko zalegające złoża rudy żelaza oraz
rudy cynkowo-ołowiane.
Do 1880 roku w rejonie tym wydrążono,
aż 90 szybów wydobywczych, które drążono przeważnie do
głębokości około 4-8 metrów. Urobek i napływającą wodę
wyciągano za pomocą kołowrotków i kubłów. Pokłady były na
tyle bogate, a ruda zawierała 48% żelaza, iż w 1889 roku
rozpoczęto budowę dwóch kopalń. Obie kopalnie już w 1891 roku
pracowały pełna parą i zatrudniały 700 robotników. Pierwsza
kopalnia rud cynkowo-ołowianych nazywała się „Szczęście
Flory”.
Druga kopalnia rudy żelaza nazywała
się „Bibiela”. Gniazda rudy o grubości od 4 do 16 metrów były
2 kilometrowej długości, do 12 metrów szerokości, tym samym były
to jedne z bogatszych pól górniczych w Europie. Wydrążone zostały
4 szyby. „Neptun”, „Glück
Auf” oraz „Nordsztern” znajdowały się po prawej stronie i
przy końcu sztolni odwadniającej. Szyb „Klemens” był z lewej
strony sztolni odwadniającej, w pobliżu wejścia do niej. Wydrążono
również pochylnię w celu ściągnięcia wody z szybów na
głębokość 91 metrów. W pochylni ustawiono 8 maszyn, pomp
elektrycznych wypompowujących wodę, która od samego początku była
największym problemem kopalni. Równolegle do sztolni odwadniającej
w odległości 50 metrów od niej, wydrążono drugą pochylnię
tzw. fedrunkową, na głębokość 70 metrów. Urobek w tym czasie
wyciągany był maszyną elektryczną i transportowany wąskotorówką
przez Żyglinek do Miasteczka Śląskiego. Na terenie kopalni były
cztery stacje towarowe i dwie osobowe. Przy szybie Klemens, który
miał 60 metrów głębokości i usytuowany był pomiędzy sztolniami
znajdowała się cechownia, kompresorownia, magazyn drewna i magazyn
kotłów. Tuż przy głównej drodze do kopalni, na prawo od sztolni
znajdowały się: płuczka oraz sterownia turbin i kotłów. W ciągu
18 lat pracy kopalni, do 1909 roku była cztery razy zalana.
Zainstalowano więc w sztolni odwadniającej dodatkowo 3 pompy wirowe
o wydajności 5,10 i 14 m3 na minutę. Katastrofa zalania kopalni i
jej całkowity kres rozpoczął się 17 czerwca 1917 roku w sztolni
odwadniającej.
Fragment kroniki tarnogórskiego kronikarza Jana
Nowaka z 1927 roku, który tak opisał koniec kopalni: „Dnia 17
czerwca 1917r. O godz.11, zauważono w jednej sztolni silniejszy
napływ wody , który wielkie maszyny wkrótce pokonały. Nagle,
10 min. Przed godziną 14, kiedy górnicy prawie kończyli szychtę,
rozległ się w kopalni ogromny huk i szum wody. Z boku i spodu
podkopów woda wyrwała wielkie bryły rudy, tam i ówdzie strop się
zawalił, zapadły ściany, a przeraźliwie huczący potok wody,
podwyższający się od minuty do minuty, dochodził górnikom już
po kolana. Wszystko pouciekało do szybu, a tylko dzięki temu, że
bity był spadkowo, przez co bez żadnych wind lub drabin można było
pospieszyć na powierzchnie ziemi, zdołali się uratować wszyscy
górnicy. Woda napływała w ilości 38 kubików w minucie, a
maszynistów którzy do ostatnich chwil pilnowali maszyny, pędziła
jeszcze blisko do powierzchni. W przeciągu dwóch godzin kopalnia
była całkowicie zatopiona i wraz z nią wszystkie maszyny i
kosztowne urządzenia górnicze, zatopił się milionowy skarb, aż 700 górników straciło pracę. Ludzie twierdzili, że była to kara
boża. Od tego czasu często przyjeżdżają tu inżynierowie, aby
zbadać możliwość osuszenia kopalni, a wszyscy są zdania, że w
pobliżu znajduje się podziemne jezioro, którego osuszenie wtenczas
by było możliwe, gdyby rozległość i głębokość jego nie
przekraczały nadzwyczajnych rozmiarów, a skorupa ziemi, pokrywająca
jezioro nie zawaliłaby się.”
Latem
1917 roku podjęto kilka prób osuszenia kopalni. Sprowadzono z
Gliwic pompę parową. Niestety, mimo iż pracowały 2 tygodnie nie
było widać postępów. Ostatnią próbę przeprowadzono po
sprowadzeniu dodatkowej elektrycznej pompy o dużej wydajności,
która tłoczyła wodę na powierzchnię osuszając dziennie 5 metrów
pochylni. Pojawiła się nadzieja osuszenia ale na krótko. Zdołano
jedynie częściowo wypompować wodę ze sztolni i zdemontować część
drogich urządzeń.
Natura
znów pokonała człowieka zalewając całkowicie obie kopalnie i
wypływając na powierzchnię. Po kopalni pozostały tajemnicze
stawy, czerwona hałda i mury.
Kilka
lat temu członkowie klubu nurkowego Blue Fin z Tarnowskich Gór
próbowali spenetrować zatopioną kopalnię. Okazało się że po
zejściu zaledwie kilku metrów pod powierzchnię wody sztolnia jest
zawalona i niemożliwa do penetracji.
Fragment starej mapy z zaznaczoną kopalnią Bibiela
Google Mapy z zaznaczoną na żółto zatopioną kopalnią
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz